Nie ma lepszego sposobu na zdobywanie doświadczenia niż praca z lepszymi od siebie. Dlatego na przełomie stycznia i lutego uczestniczyłem w fotowyprawie „Pelikany i Flamingi” organizowanej przez Marcina Dobasa, fotografa National Geographic.
Pięć dni spędzone w Parku Narodowym nad greckim jeziorem Kerkini to niepowtarzalna okazja do fotografowania narażonych na wymarcie pelikanów kędzierzawych. Dzień podzielony był na dwie sesje – poranną, kiedy o świcie w temperaturze bliskiej zera, wyruszaliśmy w rejs małą łodzią, oraz popołudniową, w trakcie której fotografowaliśmy pelikany z brzegu jeziora tuż przed zachodem słońca. Marcin organizuje tę wyprawę w dwóch wariantach – cztero i pięciodniowym. Ta dłuższa, na której byłem, zabezpiecza nieco przed ryzykiem pogodowym, a trzeba powiedzieć, że warunki meteo, zwłaszcza pod kątem światła zastanego, czy temperatury (w ciągu dnia wahania temp to niemal 20 stopni C), zmieniały się dość intensywnie. Fotografowaliśmy nie tylko w klasycznych porach, czyli w niebieskiej i złotej godzinie. Duża pokrywa chmur dawała idealne warunki do odizolowania pelikanów od tła i chwytania ich sylwetki odbitej w tafli wody w klimacie minimalistycznym. Kiedy się przejaśniało, przebijające się przez chmury promienie słońca efektownie podświetlały pelikany.
Z kolei przy nieco gorszych warunkach oświetleniowych, stosując dłuższy czas naświetlania – rzędu 1/40 – 1/20s – można było ćwiczyć panning, który dawał efekt nieruchomego łba ptaka przy jednoczesnym pokazaniu ruchu skrzydeł. Jednak przy tych próbach praktyka pokazała, że jeszcze dużo nauki przede mną.
Spośród kilu tysięcy zdjęć udało mi się wybrać 40 najlepszych do galerii „Pelikany i flamingi”.
Wyprawa nie jest może klasyczną obserwacją dzikiej przyrody, bo nie czatujemy tutaj przez całą noc, aby uchwycić kilka zdjęć wybierającego się na poranny połów niedźwiedzia. Pelikany dość chętnie pozują do zdjęć i posłusznie reagują na polecenia miejscowego przewodnika Vasilisa, który jednym ruchem dłoni potrafi zwabić ptaki z drugiego końca jeziora 🙂 Dopełnieniem wyprawy jest szansa na uchwycenie flamingów, które może nie są tak skore do współpracy z fotografami, ale kilka szans na złapanie w kadrze tych efektownych ptaków mieliśmy. W rezultacie, karty pamięci puchną i na koniec dnia jest z czego wybierać, a wskazówki Marcina Dobasa co do techniki, metodologii pracy w trakcie sesji czy postprodukcji są bezcenne.
Ale atmosferę takiej wyprawy tworzą przede wszystkim ludzie. Różny poziom umiejętności, róźne doświadczenia. Każdy z nas miał inne spojrzenie na te same fotografowane tematy. Udało się zebrać super ekipę – Ania, Adrian, Jerzy, Marcin, Mariusz, Szymon, dzięki za super czas! 😉 Oczywiście nie sposób nie polecić organizatorów – Wyprawy Foto. Bożena i Marcin robią kawał dobrej roboty! Zachęcam do zapoznania się z ich wyprawami, a jest w czym wybierać – Niedźwiedzie nad Jeziorem Kurylskim, Islandia, święto Holi w Indiach, rosomaki w Finlandii, czy wieloryby na Grenlandii.